Trwamy już w świecie ogarniętym pandemią ponad rok – przetrwaliśmy 3 fale, ponoć z nimi wygraliśmy, dotrwaliśmy do powstania pierwszych szczepionek, a nawet mamy teraz poziom powszechnego dostępu do nich, ponieważ wreszcie przestało ich brakować kilka tygodni temu.
Szczepić się/nie szczepić?
Najpierw był chaos bo przyszły czasy, do których jak się okazało cały świat nie był przygotowany, potem zaczął się wyścig o to kto stworzy pierwsze szczepionki i przejdą cykl dopuszczenia do podawania powszechnego, a wynikowo kwestia ta urosła do poziomu kolejnego konfliktu, dzielącego społeczeństwo na różne strony, do których trzeba zakwalifikować każdego. Ale to chyba nic dziwnego, ponieważ retoryka coraz większych grup społecznych od lat przyjmuje już tylko taką formę: „jesteś za nami albo przeciwko nam” i im bardziej skrajne towarzystwo tym trudniej o możliwość bycia poza tym szaleństwem.
Z mojej perspektywy absurdem w tym szaleństwie jest to, że żyjemy w czasach tysiąca możliwości i przez to niestety pewni ludzie są zagubieni i ulegają pierwotnym instynktom, bo strach oraz ciekawość są w człowieku zakorzenione i kształtują nas od dziesiątek pokoleń. W tym temacie popychają przeciwników szczepień do tego by chwytać się każdego najmniejszego nawet argumentu by budować mur wokół swoich strachów i trzymać się zanim niczym za ostatnim bastionem „prawdy”, która nie wiedzieć czemu jest oczywista ponieważ oni „wiedzą jak jest”. A jest tak, że Ci „anty’ widzą w tym globalny spisek, który chce nas do czegoś zmusić, a Ci „za” poddają się i jak owce dają się sterować przez tych co kierują tym spiskiem. Bo przecież chodzi tu jak zawsze o pieniądze, o władzę i o dominację. Tak można opisać większość wojen z historii, tylko czy my żyjemy teraz w stanie wojny? Czy tylko tworzymy obraz jakiegoś konfliktu, w którym chcemy żyć?
Nie dziwi mnie to, że ludzie czują się jakby życie w stanie wojny, ponieważ doprowadziły do tego wszelkiego rodzaju media i polityka zwalczania obcych ideologii. Nie pamiętam już czy w szkołach mówiono nam wprost co ma być dobre a co nie, ale na pewno sprzedawano jakiś koncept moralny i to nie tylko na lekcjach religii. Teraz z medialnego przekazu trafia do mnie i wręcz razi głównie bełkot budowany wokół informacji, który ma uderzać w jakąś ze stron ten ideologicznej wojny czy raczej zwalczania się przeciwnych sobie grup społecznych. Szeroka gama wyboru przynależności ideowej czy politycznej czy religijnej przerodziła się w pole do upierwotniania się ludzi, a nie do rozwoju społeczeństw. Bo co jeśli nie trafiają „solidne argumenty” w dyskusji? Jak słowa nie docierają to pojawia się złość, zawiść a potem agresja i użytkowanie siły do przebicia się z naszymi poglądami. Taki proces wydaje mi się, że przeszło nasze społeczeństwo w kwestii szczepień, ale również podejścia do tego jak radzić sobie z pandemią.
Tylko ja w tym wszystkim widzę przede wszystkim jedno zagadnienie pt.: „co zrobić żeby poradzić sobie z tym problemem i to trwale” i nie rozumiem dlaczego i jedni i drudzy przyjmując pogląd, że ta cała pandemia istnieje nie mogą usiąść do racjonalnej dyskusji i stworzyć wspólny front w walce przeciwko zagrożeniu, które może prędzej czy później dotknąć także nas.
Jeśli jednak obie strony wierzą w to, że to zagrożenie istnieje to co robią jedni czy drudzy żeby z tym zagrożeniem sobie poradzić? Bo chyba w tym wszystkich nie ma kogoś poza mitycznymi „ONI”, którym by zależało na tym by pandemia się rozwijała. Tutaj niestety widzę, że retoryka prowadzi z jednego punktu zapalnego do drugiego i niestety, ale także widać ze strony parlamentu wykorzystywanie sytuacji do tworzenia tych punktów zapalnych w społeczeństwie by samemu skupić się na załatwianiu własnych interesów. Czego by nie mówić w dalszej perspektywie o ludziach to zarówno jedna, jak i druga strona konfliktu szczepić/nie szczepić się bierze udział w przestawieniu i jest manipulowana przez środowiska, które próbują załatwić na tym temacie jakieś swoje interesy.
Zastanawia mnie niezmiernie dlaczego ruch antyszczepionkowy przekonuje w wielu źródłach do tego by nie wierzyć i nie ufać staraniom świata nauki i medycyny, których efektem są z jednej strony szczepionki, z drugiej działania mające na celu opracowanie skutecznej terapii radzenia sobie z chorobą wywołaną wirusem COVID-19. Czy to strach, czy próba obniżenia wiarygodności świata nauki względem świata subiektywnych odczuć jednostek? A może kolejna próba zdobycia poparcia politycznego wśród rozbitego przez konflikty ideologicznego społeczeństwa? Nie wiem jaki przyświeca cel tego typu środowiskom czy mediom, ale wiem jedno – od tego mają ludzie rozum, aby tak równie żarliwie jak te środowiska kuszą do porzucenia wiary w świat nauki, ludzie równie żarliwie zaczęli sprawdzać czy doniesienia albo argumenty tych środowisk mają mocne podstawy naukowe czy po prostu logiczne.
Co ja wybrałem? Wybrałem przede wszystkim działanie i popieram działanie zawsze tam, gdzie można w jakiś sposób pchnąć pozytywnie społeczeństwo, ale i rozwój nas samych. O wiele częściej skupiałem się na tym by słuchać ludzi i mediów którzy już przed pandemią podejmowali próby uświadamiania ludzi, czy raczej pokazywania im świata nauki w przystępniejszy dla mas sposób. Ale co ważne – skupiałem się na tym by słuchać ludzi, którzy potrafią walczyć argumentem logicznym czy argumentem potwierdzonym badaniami naukowymi, a nie tych co walczą strachem, nienawiścią i zawiścią międzyludzką. Przykład? Wśród mitów upowszechnianych przez antyszczepionkowców było/jest to że brakuje „ulotek medycznych”, które są przy każdym leku – nie wiem czy 10 minut zajęło szukanie mi tych ulotek, a wystarczyło wpisać dobrą frazę w wyszukiwarkę i przejrzeć 3-4 strony internetowe. Trudne to nie było, a dawało mi argument za tym, żeby sceptycznie podchodzić do tego co Ci „anty” mówią i utwierdzać mnie w przekonaniu, że nie jest to godne zaufania środowisko.
Ja się zaszczepiłem, a jeśli mnie ktoś pytał/pyta o decyzję to wprost mówię, że ja też podchodziłem do tego z lekkim strachem, ale te czasy są pełne strachu i niepewności więc niejako wszystko co robimy podporządkowane jest jakimś strachem: o to jaki będzie miało to wpływ na moje zdrowie, strachem o bliskich, strachem o skutki uboczne, strachem o przyszłość… ale skoro mogę zadziałać to czy powinienem stać i czekać aż to inni wezmą na siebie to ryzyko i poddać się ślepemu losowi co do tego co będzie działo się ze mną i moimi bliskimi.
Dlaczego nie wierzymy nauce?
Trochę tutaj muszę się powtórzyć z pewnymi stwierdzeniami. Po pierwsze politykom raczej zależy na dezorientacji ludności, a po drugie media też na tym grają bo informacje negatywne bądź wzbudzające skrajne odczucia lepiej się sprzedają. Ale na końcu tego wszystkiego jest człowiek-odbiorca. Osoba, która uważa że podejmowane decyzje są dobre i zmierzające w dobrym kierunku dla niej i jej bliskich. Niestety jednak widać jak bardzo obecne czasy są dla wielu ludzi ciężkie do przyswojenia. Z jednej strony mamy wolność mediów i środków przekazu, a z drugiej strony ta różnorodność mediów i przemycanych przez nie postaw społecznych przytłacza normalnego człowieka i zniechęca by temat zgłębić bardziej. Nie znam zbyt wielu osób w swoim otoczeniu, którym chce się szukać i zgłębiać jakiś temat na podstawie informacji zasłyszanej z mediów publicznych, czy portali typu Facebook, Youtube itp.
Rośnie we mnie wiele goryczy wobec tego, że ludzie niezależnie od pochodzenia czy statusu społecznego ulegają zwykłym, prostym skłonnościom by trzymać się tego co wynika z ich doświadczeń czy poglądów i nie chcą szukać czegoś co poszerzy ich pogląd na dany temat. Z jednej strony pojawiają się nowe technologie tworzone przez świat nauki i przenikające do życia społeczeństw by zapewnić mu lepszy byt/ułatwić pewne czynności czy przyspieszyć je – dać nowe możliwości samorozwoju ludziom. Może to być nowe urządzenie do komunikacji, przemieszczania się, nowa terapia medyczna, nowy rodzaj usług, nowe zawody. Z drugiej strony mamy środowiska, które wdrążyły/przyswoiły te osiągnięcia, ale nie odnajdujące się w świecie nauki przez brak znajomości specyfiki chociażby języka artykułów i prac naukowych, przez co łatwiej o negowanie osiągnięć świata nauki. W tym wszystkim wdziera się jeden, chyba coraz bardziej kluczowy czynnik występujący pewnie w każdej osobie – lenistwo. Jeśli możemy zaczerpnąć wiedzy z notatki/streszczenia badań albo sięgnąć po oryginalne badania to w większości przypadków pewnie wybierzemy ten pierwszy sposób, okazyjnie zgłębiając ciekawiący nas temat, ale budujemy przy tym odruch, by szukać i korzystać przede wszystkim z krótkich informacji. Jest to dużym zagrożeniem w świecie globalnego zasięgu informacji, oraz faktu że istnieją środowiska czy grupy osób, które naciągają bądź wręcz fałszują informacje by wprowadzać dezinformację, czego efektem jest dzielenie się społeczeństw.
Nie można jednak pominąć „lenistwa” środowisk naukowych, które niejako zamykają się na przekaz do prostego człowieka, pozostając we własnych kręgach, w których czują się najbardziej komfortowo. Nie tylko tego typu podejście może stwarzać bariery społeczne i napędzać konflikty społeczne, ale również pozostawia spore pole do popisu wśród wspomnianych środowisk kreujących nieprawdziwe bądź spaczone informacje, które mają niejednokrotnie szerszy zasięg niż wyniki prac i starań środowisk naukowych.
Prognozy?
Bardzo bym chciał, żeby moje stwierdzenia dało się obalić jakimiś prostymi argumentami, ale patrząc na wydarzenia które wychodzą podczas pandemii COVID-19, ale i głośne medialnie sprawy z ostatnich lat boję się, że mój osąd jak i wizja do czego to może doprowadzić są jednoznacznie negatywne. Ciężko mi sobie wyobrazić, że nagle pojawi się coś co odwróci poszerzającą się tendencję do rozwarstwiania się społeczeństw, do powstawania coraz większej ilości konfliktów społecznych i czy podupadania ośrodków naukowych i ich znaczenia dla społeczeństwo mimo wieków popychania świata (czasem wolniej, czasem szybciej) ku budowaniu lepszych społeczeństw i lepszego świata dla następnych pokoleń.
Będąc u progu nowego rozdziału w swym życiu pt. „rodzicielstwo” ten strach o świat, w którym będą żyły moje dzieci potęguje się i strach przed tym, że te wszystkie obserwacje będą także uderzały w nie zwiększa mój niepokój. Mogę pozostawać w nadziei, że uda mi się zaszczepić pewne postawy społeczne oraz zachowania zgodne z obranymi przeze mnie i moją małżonkę dogmatami moralnymi. Oraz że uda się nam wskazać i wspomóc nasze dzieci w życiu w tych coraz bardziej skomplikowanych czasach.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.