Gdzie podziały się te czasy, kiedy śnieg pojawiał się pod koniec października? Najpóźniej w połowie listopada ten pierwszy śnieg spadł, grudzień zaczynał się śniegiem, na święta był śnieg i z 5-8 stopni mrozu, w sylwestra nawet i około -20. Ciężkie czasy? Wtedy to była norma, i nikt się temu nie dziwił tylko żył ponieważ trzeba było jakoś to przetrwać.
Z mojej perspektywy czuło się pewną różnicę, ponieważ były wyraźniej zarysowane wszystkie pory roku. A o tym, że nadchodzą święta to właśnie śnieg informował, a nie setki reklam promujących świąteczne szaleństwo, atakując z każdej możliwej strony. Drażni mnie to szczególnie, ponieważ zawsze byłem fanem zarówno „Polskiej, złotej jesieni” oraz zimy i świat Bożego Narodzenia, ponieważ wydawały mi się od dzieciństwa wesołymi okresami roku pomimo, że dni krótsze, pogoda bardziej dokuczała – może to złudzenie dzieciństwa, ale to wcale nie przeszkadzało. Wtedy człowiek nie martwił się tysiącami spraw, które teraz przytłaczają z każdej możliwej strony.
Co się teraz liczy? Prezenty, kasa i wieczna pogoń za tym, żeby mieć więcej pieniędzy, lepszy status i lepsze życie – przecież więcej masz to szczęśliwszy jesteś, prawda?
I tutaj pojawia się dla mnie pewien moralny i ideologiczny dylemat – pieniądze są a czasem ich nie ma, życie jest takie jakim je sami stworzymy i jak je sobie zorganizujemy, oraz takie na jakie pozwolą nam nasi bliscy. Trudno mi pójść z nurtem rzeki, kiedy wciąż pamiętam te czasy, kiedy nie było tych wszystkich więzów, trzymających człowieka przy ziemi, żeby zbyt daleko nie odfrunąć, nie zagalopować się w marzenia – marzenia mogą być nieprzewidywalne, a przecież jak ktoś jest nieprzewidywalny to ciężko się nim steruje. „Takie czasy”.
Czasy tak na prawdę nie różnią się zbyt wiele od tego co działo się 100 lat temu, 200, 400, 1000 lat temu – jedni się bogacą na nieszczęściu innych ludzi, a jedynie sceneria się zmienia.
Święta, święta i po świętach
Co się zmieni w tym roku? Pewnie nic – zmienią się tylko prezenty które damy, które otrzymamy, a świat po wigilii będzie opierał się głównie na tym, żeby zaspokoić swoje potrzeby. Mimo to są te święta, jest mnóstwo zamieszania z nimi związanego, ale czy chodzi o to, żeby pokazać innym, że oto my – najlepsi organizatorzy na świecie potrafiliśmy tak zorganizować święta, że wszyscy będą do następnych o nich opowiadać i czekać na kolejne, które wystawimy? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – rzeczywistość pokazuje w wielu miejscach czy sprawach, że nie potrafimy się już cieszyć z prostych rzeczy. Ciągle tylko dążymy do tego by było lepiej, więcej i fajniej.
A przecież tak na prawdę to nasi bliscy napędzają te święta – bez bliskich nam osób te dni świąteczne są niczym innym niż jakieś wolne dni od pracy, w które nie wypada nam pracować nawet koło domu. A jeśli mamy z kim je spędzać to dla tej/tych osób chcemy się starać, szykować, nawet te nieszczęsne kupowanie prezentów staje się lepsze, kiedy na prawdę staramy się by sprawić komuś nam bliskiemu jak największą radość.
Czy jesteśmy dzieckiem i czekamy na odwiedziny Św. Mikołaja czy sami wcielamy się w jego czerwone wdzianko i obdarowujemy bliskich – to jeśli efektem ma być szczęście kogoś, a nie tylko nasze to zawsze smakuje to lepiej – a nawet jeśli nie trafimy z upominkiem to mamy pewną naukę – poznajemy tą osobę, oraz to czego mogła by oczekiwać. W czasach, w których tak łatwo rezygnuje się ze spotkań z ludźmi na rzecz dzielenia się nawet intymnością z całym światem – to jedno chyba warto sobie zapewnić: luksus posiadania kogoś, dla kogo warto się starać i kto być może odwdzięczy się tym samym dla nas kiedyś – a jeśli nawet ciężko o taką osobę, to może warto zastanowić się, czy aby na pewno sami nie próbujemy się od świata izolować i zamykać na niego chowając się w swoim, wewnętrznym świecie? Warto to przemyśleć – a nie od razu szukać problemu w innych.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.